niedziela, 30 marca 2014

SKALA OCEN

Aby ułatwić Wam sprawniejsze rozpoznanie produktów i zachęcić do świadomego zakupu jak najmniej szkodliwych artykułów, stworzyłam następującą skalę ocen. Jest to skala odzwierciedlająca moje subiektywne odczucia w stosunku do ocenianego produktu.





OCENY NEGATYWNE:

! zachować ostrożność

!! unikać, zawiera niebezpieczne substancje 

!!! unikać jak ognia, zawiera substancje szczególnie niebezpieczne dla zdrowia



OCENA NEUTRALNA: 



N ocena neutralna 


OCENY POZYTYWNE:



* produkt do zaakceptowania

** produkt godny polecenia

*** produkt, który absolutnie warto wypróbować


Mam nadzieję, że będzie Wam pomocna!

czwartek, 27 marca 2014

Zakwas - podejście pierwsze

W ramach mojej krucjaty przeciwko nadmiarowi chemii w życiu, spróbowałam po raz pierwszy zrobić zakwas na chleb razowy wg następującego schematu:

1 dzień (wieczorem): 

1/2 szklanki mąki żytniej razowej typ 2000
1/2 szklanki ciepłej wody z kranu

2 dzień (rano):

1/2 szklanki mąki żytniej razowej typ 2000
1/2 szklanki ciepłej wody z kranu

3 - 6 dzień (dokarmianie wieczorem)

1 łyżka mąki żytniej razowej typ 2000
1 łyżka ciepłej wody z kranu

Wg przepisu zakwas należy trzymać w ciepłym i nieprzewiewnym miejscu. 



Rezultat mojego eksperymentu 

Nie udało się - tzn. zakwas jest, bąbelki są, ale na ściankach słoika nad poziomem zakwasu nadbudowała się pleśń. Być może dlatego, że trzymałam słoik w łazience, gdzie było co prawda bardzo ciepło, ok. 26 stopni C, ale jak to w łazience również wilgotno, co stworzyło tropikalny mikroklimat, który chyba niekoniecznie posłużył dobrze mojemu zakwasowi. Może też pleśń wyrosła, bo ścianki słoiczka były pochlapane podczas przyrządzania mikstury i właśnie dlatego w tym miejscu narosła pleśń?

Trochę przykro, bo dbałam o zakwas, codzienne go dokarmiałam i już się cieszyłam, że niedługo upiekę swój pierwszy ekologiczny chlebek, a tu klops. No cóż, nie będę się zniechęcać, tylko następnym razem zrobię to lepiej. 




P.S. Mój TŻ postanowił uratować zakwas i wyczyścił ścianki słoika spirytusem, usuwając pleśń. Słoik schował do lodówki. Jeśli w ciągu najbliższych dni pleśń się nie pojawi, to będzie to oznaczało, że nie przeniknęła do całości i zakwas będzie można wykorzystać. Przynajmniej mam taką nadzieję :)

niedziela, 23 marca 2014

Aspartam a Pustynna Burza

Syndrom Pustynnej Burzy

Czy mieliście kiedyś okazję oglądać filmy o żołnierzach amerykańskich, którzy uczestniczyli w wojnie w Zatoce Perskiej? Na pewno obiło Wam się o uszy „syndrom operacji Pustynna Burza”. Polegał on na tym, że żołnierze, którzy przed wyjazdem do Iraku byli zwykle okazami zdrowia i sprawności fizycznej, wracali jako wraki człowieka – spustoszeni psychicznie i fizycznie. Oczywiście, każda wojna niesie za sobą przykre konsekwencje dla żołnierzy. W tym przypadku jednak przerażała skala zjawiska, a przede wszystkim częstotliwość, intensywność i różnorodność dolegliwości, na które cierpieli marines. Było ich tak wiele, że nie sposób ich wymienić m.in. zanik mięśni, problemy z sercem, wątrobą, układem nerwowym, przewlekłe zmęczenie, depresja, kłopoty z koncentracją uwagi, bezsenność, zawroty głowy, przewlekły ból, bezpłodność i inne. Amerykańscy lekarze, którzy badali chorych weteranów za pomocą rezonansu magnetycznego, stwierdzili u nich uszkodzenia pnia i zwojów mózgu. Mnożyły się teorie na temat czynników, które mogły spowodować tak dramatyczny stan żołnierzy. 


Teorie spiskowe

Początkowo podejrzewano Saddama Husajna o stosowanie broni biologicznej i chemicznej, ale ostatecznie zaprzeczono tej teorii. Podobno Husajn nie używał co prawda broni biologicznej, ale kazał za to podpalić setki szybów naftowych, które tak bardzo zanieczyszczały powietrze, że żołnierze mieli mundury pokryte czarną mazią i kichali czymś, co przypominało olej napędowy. Inna teoria głosi, że zawiniło nadużywanie środków, które miały chronić żołnierzy przed różnorodnymi zagrożeniami: żołnierze oblewali się obficie środkami do zwalczania skorpionów i świdrowców, byli poddawani różnorodnym szczepieniom, otrzymywali rozmaite odtrutki, a także środki przeciwko gazom paraliżującym system nerwowy. Nadmiar chemii mógł spowodować ww. dolegliwości.

Zabójczy aspartam

Jedną z najciekawszych hipotez jest jednak teoria o zatruciu aspartamem (tudzież metanolem). Żołnierze amerykańscy spożywali bardzo duże ilości napojów słodzonych aspartamem. A że w Zatoce Perskiej temperatury oscylują w granicach 30-50 stopni, przy dużym wysiłku, stresie i niewiarygodnym upale żołnierze odczuwali ciągłe pragnienie. Chętnie więc popijali Colę Light, która jest słodzona właśnie aspartamem. Środek ten po dłuższym zażywaniu powoduje m.in. stwardnienie rozsiane, problemy hormonalne, utratę słuchu, epilepsję, Alzheimera, chorobę Parkinsona, hipoglikemię, demencję, uszkodzenia mózgu, rozstroje neuroendokrynologiczne, schizofrenię, napady padaczki i inne. Najbardziej dramatyczny jest fakt, że Aspartam, po podgrzaniu do 30 stopni, zamienia się w metanol. W gorącym słońcu Arabii Saudyjskiej nie było o to trudno. Tłumaczy to zapewne, dlaczego żołnierze cierpieli również na utratę pamięci i wzroku. Są to typowe objawy zatrucia metanolem. 

Ostrożnie z produktami typu Light

O tym, że aspartam jest trujący mówi się od dawna. Niestety monopol olbrzymich zakładów produkujących żywność słodzoną aspartamem nie dopuści prędko do wycofania tego środka z produkcji. Dlaczego? To im się po prostu nie opłaca. Aspartam jest tańszy od cukru. Poza tym produkty typu Light świetnie wpisują się w modny ogólnoświatowy trend promujący zdrową dietę bez cukru. Wszystko co jest bez cukru wydaje się być zdrowsze, a tak nie jest. Trzeba zadać sobie pytanie: jeśli coś słodkiego nie ma w sobie cukru, to co ma w zamian?

Gdzie znajdziemy aspartam?



Uwaga!!! 

Producenci Aspartamu, pod wpływem coraz bardziej zagorzałej krytyki, postanowili coś z tym zrobić... Zmienili nazwę na Aminosweet. Nie dajcie się oszukać. To tylko zabieg marketingowy, mający na celu zwieść konsumentów. Aminosweet=aspartam.

piątek, 21 marca 2014

Życie bez chemii

Inspiracją do założenia bloga była próba udokumentowania mojej osobistej walki z nadmiarem chemii w życiu, a także zachęta dla innych do aktywnego włączenia się w budowanie ze mną dzień po dniu, cegiełka po cegiełce, zdrowszego życia.

Oczywiście, nie da się całkiem uniknąć chemii. Nie chcę popadać w paranoję i nagle odrzucić wszystko, co do tej pory jadłam, czego przez tyle lat używałam do pielęgnacji ciała i z dnia na dzień przerzucić się na eko-styl. Musiałabym się chyba wyprowadzić do chatki w Bieszczadach, albo zamieszkać u Amiszów. A ja mieszkam w Warszawie. Wielkomiejskie życie mi odpowiada, ale tempo jest tu zawrotne. W tej codziennej pogoni, tym bardziej trzeba się starać dbać o jakość życia i zdrowie. Dlatego chcę świadomie dokonywać wyborów, czytać etykiety, wiedzieć co jem, co aplikuję na skórę, co wdycham - ogółem, z jakimi substancjami mam na co dzień do czynienia. Zdaję sobie sprawę z tego, że nadmiar chemii wpływa na nasze samopoczucie fizyczne i psychiczne, a przede wszystkim może powodować wiele groźnych chorób. 

Dziś pierwszy dzień wiosny i właśnie teraz, gdy przyroda budzi się do życia, odnawia, rodzi na nowo, jest doskonały moment na to, żeby także się obudzić i rozpocząć nowy projekt jakim jest „życie bez chemii”.

Witam Was bardzo serdecznie na moim blogu i zapraszam do lektury.






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...