sobota, 31 maja 2014

Moje życie bez chemii (2)

Nie jest łatwo przestawić się na życie bez chemii. Jak każdemu, mnie również zdarzają się dni, kiedy kompletnie nie mam pomysłu na obiad, jestem chora, albo zmęczona po pracy i wówczas sięgam po śmieciowe jedzenie. Jako urodzona perfekcjonistka, założyłam sobie kilka miesięcy temu, że będę jadła pożywienie wyłącznie gęste odżywczo, ale nie zawsze mi się to udaje. Postanowiłam wprowadzać zmiany metodą małych kroczków, ale czasem mam wrażenie, że te kroczki są tuptaniem w miejscu. Tak wiele chciałabym zmienić w moim jadłospisie, a brakuje czasu, siły, ochoty i wtedy przyznaję się bez bicia - idę na łatwiznę. Gryzą mnie potem wyrzuty sumienia, że mimo wiedzy, którą zdobyłam na temat szkodliwości większości produktów żywnościowych dostępnych na rynku, zatruwam świadomie swój organizm.


Ostatnio czytam sporo na temat raka. Pochłonęłam od deski do deski historię zmagań z chorobą niezwykłej osoby, Joanny Sałygi, która przez ponad dwa lata walczyła z rakiem żołądka i prowadziła na ten temat bloga. Odeszła w październiku 2012 roku. Przed chorobą niezbyt o siebie dbała, bardzo dużo pracowała w korporacji samotnie wychowując synka, bagatelizowała pewne symptomy rozwijającej się przez lata choroby. Za pośrednictwem bloga apelowała do ludzi, żeby o siebie zadbali poprzez m.in. robienie badań kontrolnych czy zdrowe odżywianie. Oczywiście, są ludzie, którzy odżywiają się koszmarnie i żyją długo i szczęśliwie, a inni troszczą się o siebie i zapadają na różnego rodzaju choroby, nie ma reguły. Ale jednak,  warto zadbać o siebie i swoich bliskich, póki nie jest za późno. Nawet jeśli rak lub inna choroba dotknie któregoś z nas, to przynajmniej będziemy mieli świadomość, że zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby tego uniknąć.

W tym miesiącu udało mi się:


1. Wytwać w praktykowaniu większości postanowień z poprzedniego miesiąca bez chemii. Jem mniej cukru, choć są od tego odstępstwa. Nadal moją główną słodkością jest gorzka czekolada, której zaczynam mieć powoli dosyć. Kaszę jaglaną jem ze smakiem 2 razy w tygodniu i nic nie wskazuje na to, żeby coś miało się w tym temacie zmienić. Nadal staram się jeść rybę 2 razy w tygodniu. Świeżo wyciskane soki tak nam smakują, że chyba już nigdy nie kupimy soku w kartoniku. Podtrzymuję akcję „STOP kurczakom fermowym”. Jeśli już decyduję się na zakup mięsa drobiowego, to jest to indyk. W pewnej mądrej książce wyczytałam, że indyk jest mniej nafaszerowany antybiotykami i hormonami niż kurczak, bo jest z natury większy i hodowcy nie muszą zbytnio silić sie na sztuczne przyspieszanie jego wzrostu. 


2. Metodę mycia olejami stosuję, aczkolwiek od dwóch tygodni używam również mydła z Aleppo. Ma naturalny skład, zrobione jest na bazie olejków, nie wysusza skóry. Największym plusem jest to, że nie pozostawia tłustej warstwy na wannie po każdym myciu, jak to było w przypadku olejów. Zauważyłam jednak, że mycie olejami sprawiało, że nie pękała mi skóra na stopach. W przypadku mydła problem ten znów się pojawił, więc zapewne powrócę do olejowania. Twarz też jest lepiej nawilżona przy pomocy OCM. Myślę jednak, że mydło z Aleppo jest rozsądną i zdrową alternatywą.

 


3. Nie kupuję już "na mieście" gotowych kanapek do pracy. Zanim na dobre zaczęłam zgłębiać temat zdrowego odżywiania, pewnego razu kupiłam w przejściu podziemnym spleśniałą kanapkę (data ważności była ok, ale w trakcie jedzenia poczułam jakiś spleśniały „element składowy”, bleee). Od czasu tego przykrego incydentu, zawsze biorę II śniadanie z domu. Nie jest to łatwe, bo rano czasu jest mało, trzeba wymyślić coś na I śniadanie i jeszcze głowić się co by tu wziąć na II.




4. Ograniczyłam spożycie mąki pszennej do minimum. Zrezygnowałam praktycznie z białego pieczywa. Wcześniej jadłam sporo kajzerek, bo smaczne, świeżutkie i łatwo z nich było zrobić kanapkę. Teraz nie jem kajzerek, ani pszennego pieczywa w ogóle. Przerzuciłam się całkowicie na chleb żytni na zakwasie.




5. Upiekłam pierwszą babkę piaskową na mące żytniej. Myślałam, że nie wyjdzie, a była przepyszna. Staram się też przemycać mąkę żytnią np. do gofrów czy naleśników w proporcji 1:1 w stosunku do mąki pszennej.





6. Odkryliśmy źródło dostaw prawdziwych jajek. Piękne żółciutkie wnętrze i cudowny smak. Fermowym kurczakom i ich jajkom po raz drugi mówię NIE. 


7. W dwóch doniczkach na parapecie na okrągło siejemy rzeżuchę. Jest zdrowa, ma wyrazisty smak i zawsze jest czym posypać ziemniaki, jajka tudzież zwykły chleb z masłem. Jeśli chcecie siać rzeżuchę przez cały rok, tak jak my to planujemy, spieszcie się z robieniem zapasów nasion. Poza okresem wiosennym nasiona rzeżuchy są trudno dostępne.


8. Rozpoczęłam poszukiwanie dezodorantu bez aluminium o możliwie najbardziej przyjaznym składzie. Dostaję gęsiej skórki na myśl o tym, że przez tyle lat, dzień po dniu, aplikowałam pod pachy toksyczne substancje, które zakumulowane w organizmie powodują tak wiele groźnych chorób. Lepiej późno niż wcale. Mogłabym równie dobrze katować się aluminium przez kolejne dziesiąt lat. Jestem w trakcie testowania dezodorantu w kulce Alterry...Nie jest łatwo, ale powiem tak: trzeba powoli przyzwyczajać organizm do bardziej naturalnej ochrony. Z doświadczenia wiem, że im bardziej agresywnych środków używamy, tym intensywniej się pocimy. 


9. Zamieniłam zwykłą sól jodowaną na himalajską. Jest to najczystsza sól na Ziemi, gdyż jest wydobywana w Himalajach, a powstała wiele milionów lat temu, kiedy nie istnialo zanieczyszczenie środowiska. Sól himalajska oprócz chlorku sodu zawiera ponad 80 różnych mikroelementów m.in. jod, magnez, cynk, żelazo i wapń (zawartość wszystkich minerałów 15%). Sól himalajska nie wymaga dodatkowego jodowania.


10. Koniec z kostkami rosołowymi, wegetą i innymi wzmacniaczami tudzież oszukiwaczami smaku. Chcę odnaleźć i docenić naturalny smak pożywienia. Glutaminianowi sodu mówię stanowcze NIE.









1 komentarz:

  1. Jestem alegrikiem - przetestowałam już wiele dezodorantów - została mi soda - działa i nie uczula.... a mydło - biały jeleń - on mi się tylko ostał.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...